Zielone Światło


Jak często się poddajesz? Ja często. Łatwo się zniechęcam, mam słomiany zapał. Czasem wystarczy mi jakiś dobry kawałek w słuchawkach i zaczynam w swojej głowie pisać tak ambitne scenariusza, że w zasadzie mogłabym zacząć szykować się na lot na Marsa. Niestety tak szybko jak kończy się kawałek moje plany/ambicje robią PUF! i nie zostaje po nich ślad.

Skąd to wyznanie? Dziś (niedziela 24.08) miałam, jak co dwa tygodnie zresztą, zajęcia w szkole, w której uczę się sztuki makijażu. Tematem był makijaż graficzny.

Czy wspominałam o moim braku artystycznych zdolności? Nieumiejętności symetrycznego odwzorowywania czegokolwiek? Aby dać wam poczucie z czym musiałam się zmierzyć zerknijcie na poniższe fotki.


How often do you give up? It happens to me quite frequently. I get discouraged quite easily. Sometimes all I need to get enthusiastic about something is a good song. That is when I start to wander the universe of possibilities and visit the „you can do anything” planets. Unfortunately all of this can fade as fast as it started . PUF! and it’s gone.

You may ask yourself „why is she talking about this?” (or you may not…just making assumptions). Today (24.08) I went to my makeup calsses. Just like I do every two weeks. The topic of the class was graphic makeup.

Did I ever mention how terribly unartistic I am? And that creating two symetrical drawings is the ultimate challange? Below are some photos of what I had to face.




Zajęcia zawsze mają taką formę, że najpierw ćwiczymy dany makijaż a potem mamy zaliczenie. Uwierzcie mi…to co wymalowałam na koleżance Sylwii podczas ćwiczeń to była jakaś katastrofa. Ogólnie wyglądała jakby jej ktoś przyczepił dwa kawałki skórki mandarynki na każdą z powiek (połączyłam bowiem kolor czerwony z żółtym i zamiast przejścia z jednego koloru w drugi uzyskałam pomarańczowe plamy).

W takich momentach uświadamiam sobie jak wiele muszę się jeszcze nauczyć zanim powiem: jestem MUA (makeup artist). I bardzo często mam ochotę zrezygnować. Usiąść na kanapie i jedynie głaskać moje pędzle…bo nie mam talentu, bo brakuje motywacji, bo nie umiem, bo nie chcem, bo muszem…absurdalne.


During our classes we first practice the look and then  we are graded. My trial makeup was not even close to what I was supposed to do. My friend Sylwia, whome i was painting (such a brave little thing) looked as if someone placed orange peels on her eyelids. So uneven and horrible was my execution of the given task.

It is moments like this that make me realize how much I still have to learn before I can call myself a MUA. And it is moments like the one described that make me want to give up. I can’t, I don’t know how, I will never learn…



Dziś nie pozwoliłam sobie na „ręce do góry”. Jak zaczęłam malować tak skończyłam z bananem na ustach, policzkach czerwonych jak po dobrym orgazmie a koleżanka miała na oczkach wymalowane graficzne zielone „łezki” przypominające urocze, jakże symetryczne listki.

I byłam zadowolona. Zostałam pozytywnie oceniona. I udowodniłam sobie, że mogę. Bo każdego dnia uczę się czegoś nowego, uczę się siebie. Nauka makijażu też mi w tym pomaga. Nie uczę się bowiem tylko nakładania cieni, dobierania kolorów czy równomiernego rozprowadzania podkładu. Robię kolejny krok w realizacji mojego marzenia. Popycham się naprzód, podnoszę z padołu porażki. Staram się.


This time though was different. I decided not to surrender and when it came to doing the makeup I was to graded for, I painted like crazy. When I finished I was smiling, my cheeks were red as if after a really good orgasm and Sylwia had a pretty, green and quite symetrical graphic makeup done on her eyes.

And I was happy. I got a good grade. I proved to myself that I can. Every day is a new learning experience. I get to know myself better and learning makeup helps me with this as it is not only about choosing the right foundation or eyeshadow blebding…it is about making my dream come true. Pushing myself , picking myself up. It is about trying.


Nie twierdzę, że zawsze udaje się wygrzebać. Czasem nie ma się siły, cały zapał i chęci, które tak długo utrzymywaliśmy przy życiu po prostu umierają. Nie wiem czy wtedy dobrym rozwiązaniem jest całkowita rezygnacja, zasypanie grobu. Może za jakiś czas moc defibrylatora będzie na tyle duża, że przywrócimy do życia  to coś, na czym nam zależało. I nie będzie to wyglądało jak Frankenstein. Będzie to część nas, która właśnie zaczerpnie pierwszy oddech.

Także daj sobie zielone światło. Pozwól sobie nie tylko marzyć ale też spełniać te marzenia. Znajdź w sobie siłę aby zrobić więcej niż podejrzewasz, niż podejrzewają inni. Nie poddawaj się, skacz przez kłody. Banały? Może i tak. Ale czemu nie spróbować przekuć ich w radochę z życia ?


I am not saying it is always easy and that we can succeed immediately. Sometimes we do not have the strenght and resuscitating for the hundreth time something that has evidently died is pointless. But what if the death is not that obvious. What if there is a twitch, a reflex of some kind. At some point we might find the power to make it happen. What will come back will not be Frankenstein..it will be that part of us which was just sleeping and is now again taking a deep breath.

So give yourself a green light. Allow yourself to dream and, when the time comes, make the dreams come true. Find the strenghts to show yourself that you can, to show others you are able. Don’t give up. Try to jump over the obstacles life is throwing at you. This all may seem clichè. And the whole mortis metaphore may not appeal very much. Quite gloomy, I know. However, I think there is a positive in it all, and this positive is hope.



Via: 1 2 3 4 5 6 

2 komentarze:

  1. Ja się poddałam przy tym makijażu i czeka mnie poprawka :D pozdrawiam Martuś! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. będzie dobrze :) przede mną jeszcze większe wyzwanie bo muszę zaliczyć gejszę..jakkolwiek by to nie zabrzmiało )

    OdpowiedzUsuń