Kremowa magia


Kolejny produkt z serii: naprawdę nie znasz (tu nazwa) ??!!
To pytanie padło już dawno ale spowodowało, że zapragnęłam tego fantastycznego / magicznego kremu autorstwa Elizabeth Arden.
Do mojego pragnienia przyczyniły się także wpisy na blogu Lisy Eldridge (dzięki niej postanowiłam podążać ścieżką makijażystki).

Nabyłam pierwszą tubkę Elizabeth Arden Eight Hour Cream całkiem niedawno.
Wracałam z podróży służbowej i między jednym lotem a drugim, który miał dostarczyć mnie do mojego domowego zacisza, miałam jakieś 17 godzin oczekiwania. Było to dramatyczne doświadczenie, które przeżyłam dzięki kawie, wielu odcinkom Hannibala i kolorowym gazetom.

Wracając do sedna: w oczekiwaniu na lot, zwiedziłam każdy zakątek lotniskowej perfumerii. Tam też, na pięknie oświetlonej półce stał Eight Hour Cream. Stwierdziłam, że to przeznaczenie i zabrałam go do kasy. Nie sprawdzałam jak pachnie, jaką ma konsystencję. Po prostu ślepo zauroczona pozytywnymi komentarzami i pochwałami zakupiłam ten cudowny preparat.


Jakże wielkie zaskoczenie przeżył mój nos gdy, już po dotarciu do domu, powąchałam tę magię w tubce. Nie wiem nawet jak to określić, ale zapach kojarzy mi się z jakąś maścią leczniczą (podobne wrażenia miałam gdy po raz pierwszy powąchałam Carmex). Moją pierwszą myślą było, że trzeba to komuś oddać, najlepiej najgorszemu wrogowi, w akcie udawanego pojednania.

Postanowiłam jednak dać szansę. W końcu to ma być magia w tubce…może właśnie tak pachnie magia a ja się nie znam i chcę ją nierozsądnie oddać.

Oto co producent ma do powiedzenia na temat produktu:

Kojący krem do twarzy i ciała. Odżywia, uspokaja i regeneruje. Zawiera substancje złuszczające i witaminę E. Chroni popękaną skórę na łokciach, dłoniach, kolanach i stopach. Łagodzi drobne podrażnienia, poparzenia od słońca i wiatru, zadrapania i otarcia. Odżywia skórę i dodaje jej komfortu.

Poza standardowym sposobem stosowania kremu, producent wymienia także wiele dodatkowych zalet i wskazówek, do czego jeszcze krem się nadaje. M.in. chroni skórę przed czynnikami zewnętrznymi, dodaje blasku makijażowi, utrzymuje w ryzach brwi, doskonale działa na suchą skórę przy paznokciach a także na popękane pięty, świetnie radzi sobie z lekkimi oparzeniami słonecznymi i podrażnieniami, pomaga utrzymać odpowiedni poziom nawilżenia podczas lotów samolotem a także zwalcza podrażnienia po depilacji woskiem.

Po takich obietnicach aż chce się wypróbować.

Krem stosuję już od dwóch miesięcy i cieszę się, że postanowiłam go zatrzymać. Do zapachu się przyzwyczaiłam (czego nie mogę powiedzieć o innym wrażliwym nosie, który ze mną mieszka) a produkt pokochałam.

Eight Hour Cream jest bardzo wydajny. Wystarczy niewielka ilość aby nawilżyć  twarz, czy wspomniane wcześniej usta, skórki czy łokcie. Dobrze jest przed nałożeniem rozgrzać krem między palcami. Dzięki temu będzie łatwiejszy do nałożenia.  

Mam cerę mieszaną ale nie doświadczyłam zwiększonego przetłuszczania się strefy „T”  czy zatykania porów po nałożeniu specyfiku. Świetnie łagodzi i koi skórę, pomaga w gojeniu.

Na szczęście nie miałam okazji przetestować Eigh Hour Cream na poparzenia. Na piętach też nie próbowałam gdyż po domu chodzę na bosaka i pewnie zaraz bym się poślizgnęła na moich nakremowanych stopach (taki urok).  Wiatr w Warszawie też niezbyt drażniący…pewnie ten test będę mogła przeprowadzić dopiero zimą.

Podsumowując, polecam. Jestem pewna, że jak skończę obecne opakowanie to sięgnę po kolejne. Radzę  jednak krem powąchać przed zakupem, gdyż nie każdy może polubić jego zapach. Dodatkowo jest dostępna wersja bezwonna (!), którą na pewno wypróbuję.

Gdzie znaleźć?  Tu za 68.81 PLN a także na Allegro  (przy kupowaniu na Allegro dobrze zwrócić uwagę na nazwę kremu, gdyż przez przypadek możemy kupić np. Eight Hour Cream Body).



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz